Tym razem postanowiłam napisać parę słów o serialu, gdyż więcej czasu ostatnio spędziłam przed małym ekranem. Na tapetę trafiły "Morderstwa w Midsomer" czyli mój ulubiony serial kryminalny.
Jest to serial, na który trafiłam zupełnie przypadkiem. Oglądałam namiętnie ekranizacje powieści Agathy Chriestie i na pewnym forum znalazłam wpis sugerujący, że "Morderstwa w Midsomer" to idealna propozycja dla miłośników klasycznych kryminałów.
Serial również powstał na podstawie książek. Tak naprawdę to zaczerpnięte z nich są postacie i główne wątki początkowych odcinków. Po raz pierwszy do Midsomer trafiamy w 1997 roku, a serial cieszy się niesłabnącą popularnością, więc doczekał się 110 odcinków ( 90 minut każdy!), a kolejna seria właśnie jest kręcona i spodziewać się jej można w 2017 roku.

Cała akcja toczy się w fikcyjnym hrabstwie - Midsomer, o którym wiemy tylko tyle, że leży gdzieś na angielskiej prowincji. W Couston, stolicy hrabstwa, mieści się wydział zabójstw, który ma naprawdę dużo roboty w tej, nie tak sielskiej, wiejskiej okolicy.

Głównym bohaterem jest charyzmatyczny, stateczny i obdarzony specyficznym poczuciem humoru komisarz Barnaby. Jest to postać na miarę współczesnego Herkulesa Poirota. Ma bystry umysł i wyjątkową umiejętność poznawania się na ludziach. Ja osobiście jestem wielką fanką jego humoru, który jest bardzo cięty, choć tak niepozorny. Zawsze może liczyć na pomoc swojej wyrozumiałej żony, która, swoją drogą, posiada wyjątkową zdolność znajdowania się w centrum najciekawszych wydarzeń.
Ma też u swojego boku dzielnych pomocników. Pierwszym z nich jest naiwny i nierozgarnięty sierżant Troy, ucząc się od doświadczonego Barnaby'ego w końcu dostaje awans i wyjeżdża. Jego miejsce zajmuje dość pewny siebie Dan Scott, który nie znajduje swojego miejsca na wsi więc oglądamy go w serialu niedługo. Za to dzięki temu poznajemy posterunkowego Jones'a (mój osobisty faworyt) sympatycznego i ambitnego policjanta, który szybko zostaje sierżantem. W końcu przychodzi czas emerytury komisarza, ale bez Barnaby'ego Midsomer nie byłoby takie samo, więc jego posadę przejmuje nieco młodszy kuzyn. I to już u jego boku sierżant Jones doczekał się awansu i własnego posterunku, a do serialu dołącza młody detektyw Nelson. Nie da się ukryć, że postaci przewinęło się już sporo, ale przy serialu, który jest kręcony od niemal 10 lat, nie ma się co temu dziwić.

No, to tyle słowem wstępu :) Wracam do tytułu tego wpisu i śpieszę z wyjaśnieniami. Oglądając uważnie wszystkie odcinki, zastanawiam się, jakim cudem w tym, całym Midsomer jeszcze ktokolwiek żyje! Średnio na odcinek przypadają trzy zabójstwa, a sposoby na ich popełnienia są naprawdę niezliczone! A poza tym były jeszcze porwania, zaginięcia, samobójstwa i wypadki. Po prostu epicentrum zbrodni! Oprócz tego w Midsomer były duchy, "zmartwychwstania", sekty, okultyzm, masoni, klątwy, czarownice, szantaże, fałszerze, wojny rodów i wiele, wiele innych, naprawdę interesujących wątków. Midsomer miało także swoje własne Krwawe Gody, które niewiele ustępowały tym z Westeros ;)
Ten serial ma swój, niepospolity styl, który rzeczywiście może przypaść do gustu miłośnikom Agathy Christie. Każdy odcinek to zamknięta historia, z mnóstwem postaci, z których każda wnosi w sprawę coś specjalnego. To nagromadzenie wątków i niespieszna akcja sprawia, że widz przed telewizorem analizuje toczące się śledztwo i sam szuka rozwiązania. Wszystko to okraszone jest sporą dawką poczucia humoru i pięknymi pejzażami angielskiej prowincji. Oczywiście, z czasem wkrada się pewna schematyczność i powtarzalność, a także, wraz z nowoczesnością, traci się unikalny klimat, mimo to dla mnie ten serial jest ogromną przyjemnością. Mimo, że nie wywołuje wielkich emocji, ani nie gwarantuje niezapomnianych przeżyć czy uniesień na pewno pozostanę jego fanką. Mam nadzieję, że kolejna seria mocno uszczupli ludność Midsomer.