piątek, 30 grudnia 2016

"Łotr 1" - udane lądowanie!

     Przyznaję się szczerze i bez bicia, że nie należę do grona wielkich fanów "Gwiezdnych wojen". No po prostu mnie to jakoś nie kręci, mimo, że doceniam fenomen jakim stała się ta seria.  Zeszłoroczne "Przebudzenie mocy" nie było specjalnie mocno, przeze mnie, oczekiwane, ale mimo, iż nie wzbudziło jakiegoś specjalnego zachwytu, to jednak okazało się przyjemną rozrywką. Natomiast "Łotr 1" okazał się całkowicie zaskakujący.
Wszyscy wokół zachwycali się lub, co najmniej, powściągliwie chwalili. Stwierdziłam, że nie po to mam Unlimited żeby się ograniczać. Przy nadarzającej się okazji wybrałam się na seans, a efekt jest taki, że mam ochotę po raz pierwszy zapoznać się szczegółowo z historią z odległej galaktyki.

Ciężko omawiać oddzielnie film, który tak bardzo przynależy do większej całości, jednak "Łotr" sprawdza się doskonale nawet jako osobna opowieść. Poznajemy ekipę, dość przypadkowych, bohaterów, którzy postanawiają stawić czoła Imperium. Może  nie od razu przejąć władzę w Republice, ale jednak swoim czynem ułatwić późniejszy triumf rebelii.


Ogromnym plusem całego filmu są bohaterowie. Wydawałoby się, że "Gwiezdne wojny" bez Luka Skywalkera nie mają racji bytu, ale jednak nie jest to prawdą. "Łotr 1" jest jednostką złożoną ze specyficznej mieszanki charakterów i motywacji. Jest to kolejny już film w gwiezdnym uniwersum oparty na postaci kobiecej, ale w przeciwieństwie do nieciekawej Ray z "Przebudzenia mocy", tutaj poznajemy Jyn Erso, córkę podejrzewanego o współpracę z Imperium inżyniera, konstruktora Gwiazdy Śmierci. Jyn nie jest fanką Imperium, ale jednak niespecjalnie interesuje ją polityka i zbrojne bunty. Nie walczy dla Rebelii. Jak sama mówi, poglądy polityczne to luksus, na który ją nie stać. W kontrze do niej stoi Cassian Andor, żołnierz szczerze oddany buntownikom, który dla dobra Rebelii dopuścił się wielu niegodziwości, nieustannie wierząc w słuszność swoich czynów. Dołącza do nich uduchowiony ślepiec oraz jego waleczny kompan, imperialny pilot, który szuka odkupienia i robot, który mówi to co "myśli".
Można pewnie rozpisywać się o niedociągnięciach scenariusza z jednej strony, a licznych nawiązaniach do oryginalnej trylogii z drugiej. Każdy, prawdziwy fan na pewno wyjdzie z sali ze świecącymi się oczami na widok ukrytych w filmie niuansów, tak bardzo oddających jej klimat. Na pewno nie można narzekać na brak akcji. Mimo, że nabiera ona tępa dopiero po dość długim wstępie, ale jak już się rozkręci to nie odpuszcza. Jest też sporo wyważonego poczucia humoru. Mamy też szansę przyjrzeć się szerzej funkcjonowaniu zarówno Rebelii, jak i Imperium. Widzimy też jak wygląda życie na okupowanych planetach i lepiej poznać, wydawałoby się, że dobrze już znany świat. Dla mnie osobiście seans "Łotra 1" był świetną rozrywką! Na początku wspomniałam, że był zaskakujący, a to dlatego, że wyszłam z seansu ze szczerą chęcią nadrobienia zaległości w mojej znajomości "Gwiezdnych wojen", a o to nigdy bym się nie podejrzewała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz