- O cyklu "NADRABIAM ZALEGŁOŚCI"
W mojej głowie zrodził się pomysł takiego cyklu na blogu ponieważ nie zawsze, mimo szczerych chęci, udaje mi się oglądać wszystkie premiery filmowe. I nie mówię tu o filmach, których i tak nie planuję obejrzeć, bo zupełnie mnie nie interesują, ale o takich, na które czekam, lub ciekawość na ich temat mnie zżera, a z różnych powodów znikają mi z repertuaru nieobejrzane. Są to też bardzo często klasyki filmowe, których jakoś nie miałam okazji wcześniej zobaczyć.
Bardzo długo do takich nieobejrzanych klasyków należała u mnie "Casablanca" ale już zaliczyłam i obiecałam sobie, że nigdy więcej!
Także, jeżeli będę pisała o filmie, który już dawno na ekranach nie gości to wpis zatytułowany będzie właśnie jako: "NADRABIAM ZALEGŁOŚCI"
- "Eddie zwany Orłem"
![]() |
Eddie skakać niespecjalnie umiał, ale cieszył się tym jak mało kto! |
Pierwszy film, który umknął mi z kin to "Eddie zwany Orłem", lekka, zabawna opowieść o chłopaku, który jako dziecko obiecał sobie, ze zostanie olimpijczykiem. Mimo fizycznych przeszkód, trenował, a właściwie usiłował trenować, każdą, możliwą dyscyplinę, by w końcu dojść do wniosku, że na letnie igrzyska nigdy się nie dostanie, ale przecież są jeszcze zimowe! Tak zaczęła się jego przygoda z nartami. Na lokalnym podwórku odnosił nawet sukcesy, jednak Brytyjski Komitet Olimpijski wprost zapowiedział, że nigdy nie będzie ich reprezentować, więc zdeterminowany Eddie postanowił na własną rękę zakwalifikować się jako skoczek narciarski.
Jest to film, oparty na faktach. Eddie Edwards zrobił naprawdę sporą furorę, jako najgorszy skoczek narciarski. Film dość luźno opowiada jego walkę o kwalifikację na igrzyska w Calgary w 1988 r.
Jego uniwersalny wydźwięk to radość z tego, co się robi; determinacja w dążeniu do celu, mimo kłód pod nogami i docenianie sukcesów, osiąganych według własnych możliwości.
Lekki, przyjemny film na rodzinne popołudnie.
Dla mnie to film niezwykły. Kameralny, jakby teatralny. Zwiastun zapowiadał dość lekką komedię, a okazał się być zachętą do czegoś dużo lepszego.
Film rozpoczyna się hukiem na tle ciemnego ekranu, a następnie widzimy starszą panią, pędzącą samochodem z rozbitą i zakrwawioną przednią szybą. Właściwie nie wiemy co się stało, bo później ta starsza pani jest już niezrównoważoną włóczęgą, która parkuje swojego vana na pewnej eleganckiej ulicy w Londynie, przemieszczając się tylko spod jednego domu, pod inny. Samochód, który jest jej mieszkaniem staje się elementem krajobrazu i postrachem dla wytwornych mieszkańców, którzy chętnie plotkują, licząc na to, że ich podwórko zostanie pominięte. Nowy mieszkaniec - pisarz i dramaturg, lituje się nad starszą panią i pozwala jej zaparkować zaśmieconego vana na swoim podjeździe. Mam on tam stać kilka tygodni, a zatrzymuje się na dłużej. Między wrażliwym pisarzem, a ekscentryczną starszą panią zawiązuje się osobliwa więź. To przywiązanie, a z czasem i specyficzna przyjaźń wpływa nie tylko na tą dwójkę, ale i na okolicznych mieszkańców.
Ta opowieść o międzyludzkich relacjach mnie bardzo wzruszyła. Jest trochę jak przypowieść, która pokazuje jak wiele w nasze życie możne wnieść drugi człowiek, a także ile my możemy uczynić dla tych, wokół nas.
Serdecznie polecam "Damę w vanie" miłośnikom dobrego aktorstwa. Ten film, w prostej formie daje nam prawdziwą perełkę w osobie pani Maggie Smith i, niczym jej nieustępującego, Alexa Jenningsa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz