czwartek, 1 grudnia 2016

"Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" wcale nie takie fantastyczne.

Należę do pokolenia, które na Harrym Potterze się wychowało. Pamiętam jaką ekscytację wzbudzały premiery kolejnych tomów powieści o młodym czarodzieju. Świat głosił renesans czytelnictwa wśród młodzieży. Ekranizacje kinowe były kwestią czasu, by w końcu stać się obowiązkowymi pozycjami w telewizyjnej ramówce. Osobiście zdarzało mi się czytać opasłe tomiszcza po nocach, bo ciężko było znaleźć moment na przerwanie lektury. Te pozytywne emocje i wspomnienia pokierują milionami ludzi udającymi się na seans "Fantastycznych zwierząt", które dla mnie są zwykłym chwytem marketingowym.
Z jednej strony jest to film, który powstał dla miłośników Harrego, którym, od premiery ostatniej części, brakuje magicznego świata, a z drugiej trochę dla tych, raczej młodszych, którzy dopiero będą go poznawać (o co na pewno zadbają rodzice). Niestety nie sprawdza się, w żadnej z tych form.

Wbrew pozorom brak Harrego Pottera, czy innych postaci znanych nam już wcześniej, jest dużym plusem filmu. Nie oczekujemy niepotrzebnej kontynuacji, nie musimy się z niczym konfrontować. Dostajemy zupełnie inną opowieść, nowych bohaterów, którzy mają szansę sami nas do siebie przekonać, ale żeby było im łatwiej, osadzeni są w znanym nam już świecie. Szkoda tylko, że ci bohaterowie są tak nieciekawi...
Główny bohater to Newt Scamander, średnio rozgarnięty koleś, który pojawia się w Nowym Jorku, w czasach prohibicji z walizką pełną magicznych stworzeń, ale jest na tyle gapowaty, że gubi je po drodze. W wykonaniu Eddie'go Redmayne'a jest potwornie irytujący! Cała jego kreacja opiera się na przekrzywianiu głowy i patrzeniu w dół... Dosłownie non stop... Jest też panienka, w której się zakochał (z wzajemnością). Najpierw ona chciała mu przeszkodzić, a potem pomagała. Generalnie nuda! A na dodatek sama postać panienki jest okropnie nieciekawa... No i na tych postaciach mają się podobno opierać jeszcze cztery filmy. Na najnudniejszych postaciach ever!!! Mnie to skutecznie zniechęca, pewnie tylko ciekawość i sentyment powiodą mnie do kina na kontynuacje. Poza dwójką nudnych bohaterów mamy jeszcze grubego mugola Polaka, który odpowiada w filmie za komizm i jego miłość, infantylną blondynkę. Jest też stowarzyszenie czarodziejów, którzy ukrywają się przed resztą ludzkości, chociaż ten wątek skutecznie został zmarnowany w finale. No i ten zły, w wykonaniu Colina Farrella, który tutaj zdecydowanie jest najciekawszym punktem. Jedyną postacią, która nas interesuje, która wzbudza jakiekolwiek emocje! Ehhh jaka szkoda....
Tak, tak. Fantastyczne zwierzęta też są, ale mam wrażenie, że pełnią rolę pretekstu; zdecydowanie marginalną. A na pewno nie dowiadujemy się gdzie je znaleźć.

Naprawdę żałuje, że powstał film oparty niemal wyłącznie o, wielokrotnie już powtarzane, schematy. Film bez ciekawych postaci, bez interesujących antybohaterów, bez punktu zaczepienia. Film, który nie sprawdza się jako osobna historia, ale też nie potrafi przykuć uwagi jako introdukcja do szerszej opowieści. Nie wiem co z tego wyniknie, ale na razie pozostało rozczarowanie i powrót do czytania :Harrego Pottera"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz