Ostatnio skrytykowana zostałam za swoje (najwyraźniej mierne) poczucie humoru i nieszczególnie patriotyczne podejście do rodzimej kinematografii. Hmmm bywa... ;)
Jak to podkreślił na swoim blogu mój znajomy, o gustach się nie dyskutuje.
Tym razem narażę się na krytykę z powodu mojego niezbyt entuzjastycznego podejścia do literatury pięknej.
Zacznę od tego, że jestem ogromną fanką książek! Uwielbiam czytać całymi godzinami! Uczucie przewracania kartek i odkładania na półkę kolejnych, przeczytanych tomów jest, moim zdaniem, jednym z najprzyjemniejszych na świecie!
Czytam niemal wszystko, bez względu na gatunek, rozmiar, czy datę wydania ale zdecydowanie częściej sięgam po popularne "czytadła" niż dzieła literackie z wyższej półki.
Zdaję sobie sprawę, że są książki, które wypada w życiu przeczytać, a przynajmniej wyłącznie dobrze o nich mówić. Niestety ja mam często z tym problem ponieważ wiele z tych wybitnych dzieł po prostu nie sprawia mi przyjemności czytania...
Do dzisiaj pamiętam ile wysiłku kosztowało mnie doczytanie "Katedry Najświętszej Maryi Panny w Paryżu" Wiktora Hugo. Przynajmniej trzy razy mierzyłam się z tym tomiszczem zanim udało mi się dobrnąć do końca. Podobnie było zresztą z "Imieniem róży".
Owszem zdaję sobie sprawę, że kryminałów czy innych popularnych czytadeł nie wypada porównywać z arcydziełami literatury ale przy Żeromskim czy Sienkiewiczu nigdy nie spędziłam całej nocy tak jak,na przykład, przy Zygmuncie Miłoszewskim i jego "Ziarnie prawdy".
Dostojewskiego też nie czyta się dla przyjemności, a raczej dla intelektualnego rozwoju i poczucia kontaktu z wyższą kulturą.
Mimo wszystko na mojej liście do przeczytania znajduje się kilka pozycji, które w przyszłości zamierzam nadrobić z samego faktu "bo wypada". Jednak czekają one za swoją kolej bo wcześniej zamierzam nacieszyć się łatwymi i przyjemnymi "czytadłami".
Mój Brat wychodzi z założenia, że nieczytanie wcale nie jest powodem do wstydu, a ilość książek, które przeczytał w swoim życiu można policzyć na palcach jednej ręki, a może nawet jeszcze któryś zostanie. Ja jednak nie wyobrażam sobie życia bez książek!
Ostatnio hurtowo pochłaniam kryminały Alex Kavy. wcześniej Henninga Mankella czy wspomnianego już Zygmunta Miłoszewskiego. Po długich bojach zmierzyłam się również z "Wyznaję" Jaume Cabre i mimo tego, że niesamowicie mnie ta pozycja zachwyciła, to długo trwało zanim w ogóle po nią sięgnęłam, a i tak więcej przyjemności przyniosło mi przeczytanie "Jaśnie Pana" tego samego autora.
Na "Wojnę i pokój" też kiedyś przyjdzie czas. Może w końcu uda mi się też napisać nieco więcej o książkach, które uwielbiam, o tych, które mnie rozczarowały albo w inny sposób na długo je zapamiętam. Ale to jeszcze nie dzisiaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz