sobota, 23 lipca 2016

W komediowej otoczce o (nie)dużym problemie. "Facet na miarę".

Według zwiastunów, które bardzo mnie zachęciły, "Facet na miarę" miał być lekką komedią o pięknej, długonogiej blondynce, która zakochuje się w bardzo niskim facecie (126 cm).

Spotkali się zupełnie przypadkiem, po tym jak Alexandre znalazł telefon Diane, zaczęli znajomość od skoku ze spadochronem,a potem miało być już tylko przyjemnie, ale w głowie blond piękności zaczęły pojawiać się wątpliwości, bo przecież wyobrażał sobie życie z wysokim Księciem z Bajki...

Moim zdaniem, jest to film poruszający naprawdę istotny temat, tego, jak postrzegają nas inni, i jakie to ma dla nas znaczenie. Wiadomo, że gdyby historia była opowiedziana w kręgu zupełnie przeciętnych ludzi, raczej nie "zrobiłaby szału", ale tutaj mamy piękną prawniczkę, za którą obracają się wszyscy na ulicy i niezwykle bogatego, interesującego faceta, któremu po prostu brakuje wzrostu. Oczywiście on jest dobry, niemal krystaliczny, właśnie realizuje pewien superważny projekt, jest autorytetem dla swojego syna, a ten jest w ojca wpatrzony jak w obrazek, i nawet do głowy by mu nie przyszło się zbuntować. No właśnie, ta schematyczność drażni mnie w tym filmie najbardziej. Brakuje mi rozwinięcia tych wizerunkowych zmagań, brakuje mi dojrzałości decyzji. Ale w końcu to tylko bajka, którą ogląda się miło.

A jak jest w życiu? To jak oceniają nas ludzie staje się dla nas wyznacznikiem naszej samooceny. Na każdym kroku weryfikujemy swoją wartość w oczach innych ludzi, w ekranach telewizorów i w okładkach magazynów. Ale my nie zawsze możemy ukryć swoje braki zasobnością portfela. Pytanie czy powinniśmy? Kurcze, ludzie! Nie jesteśmy idealni, ale każdy nas jest wartościowy. Jednych będą boleć szyje od patrzenia w górę, innych plecy od pochylania się, grunt, żeby robić to z uśmiechem na ustach! Taka moja refleksja po seansie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz