czwartek, 22 lutego 2018

"Jestem najlepsza. Ja, Tonya" film o zmarnowanym talencie.

   Tonya Harding urodziła się po to by jeździć na łyżwach. Łyżwiarstwo to było jej życie, jej pasja od najmłodszych lat. Niestety, oprócz tego daru nie otrzymała niczego, co uczyniłoby z niej gwiazdę na miarę wrodzonego talentu. I to o tym, a nie tylko o "incydencie z Nancy Kerrigan" opowiada film "Jestem najlepsza. Ja, Tonya".
    Wychowywana przez sadystyczną matkę, zakochana w brutalnym draniu, poniżana ze względu na biedę , skazana na pracę kelnerki w podmiejskiej knajpie wbrew wszystkiemu i wszystkim została pierwszą Amerykanką skaczącą potrójnego axla - skok do dzisiaj uchodzący za najtrudniejszy w żeńskim łyżwiarstwie. Film przedstawia drogę Harding na szczyt i bolesny upadek. Utrzymany jest w dość lekkim tonie ale porusza naprawdę bolesne tematy. Nie da się ukryć, że całość jest doskonale napisana. Mimo, że bohaterów ciężko polubić to jednak doskonale się ich obserwuje i weryfikuje przedstawione wersje. Ogromne brawa dla aktorów, którzy utrzymują jednakowy, wysoki poziom. Nie jestem wielką fanką zdjęć, które mają imitować archiwalne ujęcia, natomiast podoba mi się jak sfilmowano sceny na lodzie.
     "Jestem najlepsza. Ja Tonya" to kawał solidnej roboty. Film, który ogląda się z zainteresowaniem, a z kina wychodzi się z chęcią wgłębienia się w historię. Jedyny zarzut jaki można mieć do twórców to zupełne wybielenie Harding. Zasianie ziarna wątpliwości byłoby na pewno ciekawsze. No ale nie można mieć wszystkiego.

P.S. Łamanie czwartej ściany jest jak najbardziej na plus bo nienadużywane.

poniedziałek, 19 lutego 2018

"Czarna Pantera" rządzi!

     Gdzieś w Afryce leży sobie państwo Wakanda. Z pozoru - kraj biednych pasterzy, w rzeczywistości - wysoce rozwinięte, technologiczne królestwo. Na tronie właśnie ma zasiąść następca tronu - T'Challa, którego poznaliśmy już w poprzedniej odsłonie kinowego uniwersum Marvela. Młody król będzie musiał się zmierzyć nie tylko z oczekiwaniami wobec nowego władcy ale także niespodziewanym zagrożeniem, które zakłóci spokój, skrytych dla świata wakandyjczyków.

   
 "Czarna Pantera" to pierwszy film z czarnoskórym superbohaterem. I to pierwszy film Marvela tak bardzo zainspirowany kulturą Afryki. Już w jednej z początkowych scen możemy zachłysnąć się niesamowitym designem. Kostiumy, charakteryzacja czy scenografia przenoszą nas wprost w środek Czarnego Lądu. Ten film wygląda bajecznie! Zachwycona oglądałam sceny rytuałów plemiennych, poznawałam zasady i prawa panujące w Wakandzie. Samo państwo przedstawione jest naprawdę dobrze. Ale najmocniejszą stroną filmu są jego bohaterowie! Postaci napisane są rewelacyjnie, a w szczególności panie! Shuri (młodsza siostra króla, a przy okazji geniusz technologiczny, bijący na głowę Tony'ego Starka), Nakia (była? dziewczyna) i moja ulubiona bohaterka - Okoye (generał straży) to prawdziwe twardzielki. Choćby dla nich warto zobaczyć ten film. Niezłe też wypada postać antagonisty, którego motywacje są jasne i zrozumiałe. Doskonale wiemy co nim kieruje i gdyby nie dość drastyczne środki podjęte do osiągnięcia celu, ja byłabym nawet skłonna przyznać mu rację.
     "Czarna Pantera" ma przewagę na niejednym filmem z wspólnego uniwersum bo doskonale sprawdza się w oddzieleniu od niego. Każdy widz z satysfakcją może go obejrzeć, nie znając historii Thora czy Iron Mana. A proszę mi wierzyć, że bawić się można świetnie! Chociaż film utrzymany jest w dużo poważniejszym tonie niż większość superbohaterskich produkcji Marvela to nie brakuje w nim humorystycznych akcentów, a humor ten jest każdorazowo bardzo trafny.

     "Czarna Pantera" inspiruje się zarówno afrykańską kulturą, jak i technologią jutra i udowadnia nam, że obie te rzeczywistości się nie wykluczają, że można łączyć postęp cywilizacyjny z magicznymi rytuałami. Pokazuje także, że kobiety mogą być większymi "kozakami" niż faceci! Wakanda forever!!!

P.S. Koniecznie wybierajcie wersję z napisami, dajcie sobie szansę na usłyszenie wakandyjskiego akcentu!!!

sobota, 3 lutego 2018

"Czas mroku" - film, który powstał by Gary Oldman dostał Oscara.

   
 Kojarzycie te filmy, w których Amerykanie sami wygrywają II wojnę światową? "Czas mroku" to właśnie taki film, tylko tutaj to Winston Churchill pokonuje Hitlera.

     Europa, pod naporem nazistów, chyli się ku upadkowi. Niemieckiej inwazji ulegają kolejne państwa. Upada też brytyjski rząd. Na scenę wkracza Winston Churchill. Przez lata ignorowany, wyśmiewany z powodu licznych porażek i nielubiany. Obejmuje urząd premiera w najmroczniejszej godzinie (ogr. tytuł "Darkest Hour"). Musi stawić czoła nie tylko niemieckim czołgom defilującym przez kontynent ale także, a może przed wszystkim swoim politycznym oponentom.

     To nie jest dobry film. Zamiast obiektywnej kreacji, dostajemy laurkę na cześć Churchilla. Owszem, widzimy jego przywary, obserwujemy jego zmagania, nie tylko z przeciwnikami ale i z samym sobą, ale aby podkreślić jego "wielkość" twórcy zdecydowali się przedstawić nam jego przeciwników w wyłącznie negatywnym świetle. Nie ma tutaj dyskusji o słuszności podejmowanych decyzji. Nie ma chwili zastanowienia czy wysłanie ludzi na śmierć jest słuszne, czy można poświęcić jednych by uratować innych. To nie są proste decyzje, które podejmuje jedna osoba. Cóż, tutaj tak to właśnie wygląda. Zwolennicy rozmów pokojowych to banda miernot z przerostem ambicji, spiskująca za plecami jedynego, słusznego bohatera. Ten brak refleksji najbardziej zirytował mnie w wydźwięku całej historii.

     Nie jest to też film zły. Wygląda pięknie. Dosłownie urzekły mnie skąpane w półmroku kadry. Światłocień niczym na obrazach Caravaggia. Gra światłem, ciemnością i dymem. Ale to, co w tym filmie jest absolutnie najdoskonalsze to Gary Oldman! Jego kreacja jest, ośmielam się napisać, wybitna! Momentami zapominałam, kto kryje się za charakteryzacją. Oldman jest Churchillem. O ile "Czas mroku" miał być pochwałą brytyjskiego premiera, o tyle, po obejrzeniu go stwierdzam, że powinien być pochwałą tylko dla Gary'ego Oldmana. Zasługuje on na wszystkie nagrody które dostał i, mam nadzieję, jeszcze dostanie. Nadal brakuje mu w CV Oscara i myślę, ze ten rok należy do niego. Z całego serca mu tego życzę ale żałuję, że "Czas mroku" nie jest filmem godnym tej aktorskiej kreacji.