środa, 12 lipca 2017

"Baby Driver" - Jazda bez trzymanki!

Przyznam szczerze, że "Baby Driver" był filmem, na który kompletnie nie czekałam, a właściwie w ogóle o nim nie słyszałam. Dopiero niezwykle entuzjastyczne recenzje blogerów i vlogerów, których śledzę przyczyniły się do tego, że w ogóle wzięłam pod uwagę seans. No i film okazał się prawdziwą "jazdą bez trzymanki".

Historia jest dość prosta. Młody chłopak (o prawdziwie dziecięcej twarzy Ansela Elgorta), odkupując błąd z przeszłości, pracuje jako kierowca zaangażowany w napady na bank. Ma wyjątkowy talent do prowadzenia samochodu, niewiele się odzywa, a ze względu na szumy w uszach nieustannie słucha muzyki. Właściwie to jest miłym chłopcem, który wyczekuje spłaty długu i zakończenia swojej przestępczej działalności, szczególnie gdy poznaje piękną Deborę. Niestety, ten jeden ostatni raz okazuje się być inny niż zaplanowano. I to właściwie tyle. Nic nadzwyczajnego, typowy film akcji.
A jednak nie!

Drugim, a nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że głównym, bohaterem filmu jest muzyka. Ale jak ona jest wkomponowana!!! Chociaż nie, to film jest wkomponowany w utwory. Rytm, takt, każde uderzenie jest odwzorowane w tym, co akurat dzieje się na ekranie. Rewelacja! Brawa należą się przede wszystkim montażystom, na których niezbyt często zwraca się uwagę,a le tutaj ich praca broni się sama i wymaga docenienia! Ta praca jest tak pewna i tak świetnie zrobiona, że widz również czuje w sobie narzucony rytm i bawi się doskonale! No i jest tam Jon Hamm więc na brak walorów wizualnych nie możemy narzekać ;)

"Baby Driver" to film, który świetnie się ogląda. Jest konkretną dawką świeżości, na brak której często zdarza mi się narzekać. Jest inny niż to, co zwykle w okresie wakacyjnym fundują nam dystrybutorzy, a dzięki tej wyjątkowości prosta historia pretenduje do tytułu "Film lata 2017".
Polecam bardzo gorąco!


sobota, 8 lipca 2017

"W starym, dobrym stylu" - lekko i przyjemnie ale mało oryginalnie.

 
 Czasami idąc do kina mam wrażenie, że bardzo ciężko o przyjemną rozrywkę. Nie pamiętam kiedy naprawdę szczerze bawiłam się na filmie określanym przez dystrybutora jako komedia. Wydaje mi się, że łatwiej trafić na dobry film, który wzrusza i zmusza do refleksji niż na taki, który ma po prostu bawić. Na szczęście miała okazję zobaczyć "W starym, dobrym stylu". 
     Trzech starszych panów zostaje pozbawionych emerytur. Z dnia na dzień zmuszeni są wprowadzić oszczędności, a ich spokojne egzystowanie zmienia się w strach o to, co przyniesie kolejny dzień i czy będą mieli jeszcze gdzie spać. Oburzając się na niesprawiedliwość, postanawiają obrabować bank.

     Film rozpoczyna się o sceny napadu, której świadkiem jest jeden z naszych bohaterów, grany przez Michaela Caine'a - Joe. Po mocnym początku następuje zwolnienie tępa fabuły i mamy okazję poznać pozostałych starszych panów, dowiadujemy się jakie mają problemy i obserwujemy pierwsze, nieudolne próby przestępczej działalności. Druga część filmu to już typowy heist movie, który mi osobiście przypomniał "Ocean's eleven" . Przygotowanie, planowanie, napad, a na końcu ucieczka przed policją.
"W starym, dobrym stylu" to film napisany według, dobrze wszystkim, znanego schematu. Nie spodziewajcie się po nim niczego oryginalnego czy odkrywczego, jednakże, okazuje się on doskonałą rozrywką! Humor jest świetnie napisany i niewymuszony. Dialogi między głównymi bohaterami mogłyby się toczyć dokładnie tak samo poza kadrem kamery. No i co tu dużo mówić, z takimi aktorami jak Michael Caine czy Morgan Freeman to nie mogło się nie udać.

     Jeżeli szukacie lekkiego i przyjemnego filmu na niedzielne popołudnie to zdecydowanie jest to film dla Was!