poniedziałek, 6 marca 2017

"Milczenie", w którym powiedziano za dużo.

     Pamiętam moje emocje po seansie "Incepcji", pamiętam dyskusje dotyczące zakończenia, pamiętam pole do interpretacji, które zostawiał widzom film Nolana. W "Milczeniu" nam to zabrano i dlatego wyszłam z sali zirytowana i z bardzo niejednoznacznymi wrażeniami. 

     
Najnowsze dzieło Martina Scorsese opowiada o młodych jezuitach, którzy wyruszają do odległej Japonii by odnaleźć swojego mentora, o którym dochodzą ich niepokojące słuchy, że porzucił wiarę. W XVII wieku na dalekim wschodzie chrześcijanie są brutalnie prześladowani dlatego ich misja jest niezwykle niebezpieczna. Jednak na miejscu zastają ludzi, którzy witają ich z otwartymi ramionami. tęskniących za obecnością duchownych. Wierzących pomimo zagrożenia. Młodzi księża ukrywając się starają się spełniać swoją posługę. Wkrótce sami przekonują się czym grozi wiara w Jezusa na tamtych terenach. 

     Film od samego początku robi piorunujące wrażenie leżeli chodzi o zdjęcia. Dosłownie dech zapiera! Natomiast kompletnie nie pamiętam muzyki. Nie jestem pewna czy to dobrze, bo była dyskretnym tłem historii, czy jednak świadczy to na niekorzyść. No, ale nie to jest najważniejsze. Sama opowieść jest niezwykła bo porusza bardzo ciekawe i trudne tematy. Problem prześladowań, siłę wiary, zasadność misji, obecności Boga wobec cierpienia i to, co mnie osobiście najbardziej poruszyło - temat męczeństwa. Sam główny bohater musi się zastanowić czy gotów jest poświęcić życie dla chwały Boga, czy własnej. I, o ile łatwiej jest ofiarować swoje życie, czy jest gotów narażać na to innych wiernych. Jest wiele tematów, które dają do myślenia, zmuszają do stawiania sobie tych samych pytań, jednak w moim odczuciu nie zostały one wystarczająco rozwinięte, mimo, że film trwa niemal 3 godziny. I ten czas trwania jest kolejnym z problemów filmu. 3 godziny to za dużo, szczególnie dlatego, że jest sporo scen, których mogłoby nie być, bez szkody dla opowiedzianej historii. Bardzo rażą także spore błędy montażowe i dźwiękowe, widoczne nawet dla laika. Jest to o tyle niezrozumiałe, ze mówimy o filmie tak uznanego twórcy, jakim jest Martin Scorsese.

     "Milczenie" to film, który naprawdę potrafi poruszyć i dać do myślenia, jednak samo zakończenie dużo na zabiera. To już kolejny, w niedługim czasie obejrzany przeze mnie film, który swoją dosłownością psuje odczucia. Tak, jakby autorzy zwątpili w inteligencję widzów i postanowili za wszelką cenę upewnić się, że będziemy dobrze wiedzieć co mieli na myśli. Stąd właśnie moje porównanie do "Incepcji". Po seansie "Milczenia" nie ma o czym dyskutować, bo sam film powiedział już za wiele,

P.S. Nie jestem fanką narracji z offu. Mam wrażenie, że jest to zabieg mający ukryć niedociągnięcia scenariusza. Ale nie jest to coś, co mocno wpływa na jakość filmu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz