Pierwsze, co przychodzi mi na myśl po seansie filmu "Kong. Wyspa Czaszki" to: ależ to wygląda!!!
Kong wita nas na Wyspie Czaszki już w otwierającej sekwencji i od razu robi piorunujące wrażenie. I to jest cały sens tego filmu.
Kong wita nas na Wyspie Czaszki już w otwierającej sekwencji i od razu robi piorunujące wrażenie. I to jest cały sens tego filmu.
Historia jest dość prosta. Grupa badaczy, wraz z wojskową eskortą, udaje się na tytułową wyspę by odkryć co kryją niezbadane, do tej pory, tereny. Jednak swoja obecność zaznaczają bombami, a to spotyka się z dość brutalną odpowiedzią ze strony miejscowego króla - Konga. Bohaterowie rozbijają się w różnych częściach wyspy, wiedzą tylko kiedy i gdzie muszą się znaleźć by móc się z niej wydostać. Postaci napisane są dość schematycznie, ale wspólnie tworzą ciekawą ekipę.
Jest piękna i dobra pani fotograf, dzielny i szlachetny tropiciel, naukowiec skrywający tajemnicę, owładnięty żądzą zemsty wojskowy, zbzikowany rozbitek i jeszcze kilka innych osób, które tworzą tło. Wszyscy bohaterowie zostali napisani od linijki. Nie mamy wątpliwości kto jest maksymalnie zły, a kto krystalicznie dobry. Nawet nie jestem w stanie z pamięci przytoczyć ich imion, no oprócz Conrada i Marlowa (tutaj ukłony dla polonistów), ponieważ pełnią one rolę drugorzędną. Nie jest istotne jak dana postać się nazywa, ale jaką rolę w filmie pełni. Ale szczerze powiedziawszy, nie ma to najmniejszego znaczenia! I co z tego, że nie pamiętam czy chińska pani biolog miała jakieś imię! Jest ono zupełnie nieistotne! To, co się liczy to doskonała rozrywka od pierwszych minut seansu!!! Zapierające dech w piersiach ujęcia (te śmigłowce zawieszone w powietrzu!), doskonałe zdjęcia, wspaniałe przedstawienie egzotycznej dżungli i poczucie zagrożenia, tajemnicy, rewelacyjnej przygody. No i ten Kong... Ależ on wygląda! Właściwie spokojnie mogę uwierzyć, że gdzieś tam na Pacyfiku jest sobie nieodkryta wyspa, na której humanoidalna, gigantyczna małpa spuszcza łomot drapieżnym jaszczurom.
Idąc na film "Kong: Wyspa Czaszki" nie można spodziewać się rozbudowanej alegorii i poszukiwaniu własnej tożsamości w czasie przeprawy przez egzotyczny las, ale doskonałej przygody z banalnym morałem, wbijających w fotel, od pierwszej sekwencji, efektów specjalnych i świetnej, naprawdę świetnej rozrywki.