niedziela, 26 lutego 2017

"Ukryte działania" - niby oscarowy, a jednak średniak.

"Ukryte działania" to film, który poza sezonem oscarowym byłby zupełnie inaczej odbierany. Bo to w sumie niezły film jest, tylko zupełnie nie zasłużył na swoja nominację do nagrody Akademii. To taki film, który ogląda się dobrze, jest przyjemny, bardzo grzeczny, tylko po prostu nie wnosi wiele ani do przemysłu filmowego ani do dyskusji o niesprawiedliwości segregacji rasowej.


Film opowiada o czarnoskórych kobietach, zatrudnionych w NASA w latach 60, w roli ludzkich komputerów, Ich praca była żmudna i monotonna, ale znacznie przyczyniła się do postępu przemysłu kosmicznego, w czasach, gdy komputer zajmował całe pomieszczenie i wciąż był nowością, Historia skupia się na trzech bohaterkach: Katherine - genialnej matematyczki, której obliczenia są kluczowe w procesie wysłania pierwszego Amerykanina w przestrzeń kosmiczną; Mary, która o możliwość zdobycia tytułu inżyniera musi stoczyć batalię w sądzie; oraz Dorothy, która walczy o zostanie kierownikiem zespołu. Dziewczyny są dzielne, stawiają czoła wszelkim przeciwnością i zdobywają uznanie i szacunek współpracowników. Jednak jest to film przedstawiający historię konkretnych osób, niezwykle gloryfikującą, a nie skupiającą się na szerszym problemie. Właśnie ta poprawność i lekkość "Ukrytych działań" jest, moim zdaniem, jego największa wadą. Brakuje w nim charakteru, czegoś, co wniesie ładunek emocjonalny. Bo tutaj nawet nie ma komu kibicować, od razu czujemy, że wszystko będzie dobrze. Film, który jest nijaki nie może być dobry, a już na pewno nie powinien być rozważany jako jeden z najlepszych filmów roku.

Oczywiście do technicznych rzeczy przyczepić się nie można. Scenografia jest wiarygodna, kostiumy wiernie oddające uroki epoki, a wplecione w montaż archiwalne ujęcia dodają realizmu. Aktorsko film jest również niezły, ale tutaj "niezły" nieszczególnie jest komplementem. Wszystko jest zagrane dobrze, ale nie można powiedzieć, żeby ktokolwiek zachwycał. Ja tylko miałam problem z Jimem Parsonsem ponieważ przez cały film tylko czekałam aż wyskoczy z Sheldonowym "BAZINGA!".

Także, największa bolączką "Ukrytych działań" jest jego poprawność. Ogląda się przyjemnie, ale nie ma się czym zachwycić. Trudno oprzeć się wrażeniu, że nominacja do Oscara ma zatrzeć nieprzyjemne wrażenie po zeszłorocznych #Oscarssowhite...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz