"Ukryte działania" to film, który poza sezonem oscarowym byłby zupełnie inaczej odbierany. Bo to w sumie niezły film jest, tylko zupełnie nie zasłużył na swoja nominację do nagrody Akademii. To taki film, który ogląda się dobrze, jest przyjemny, bardzo grzeczny, tylko po prostu nie wnosi wiele ani do przemysłu filmowego ani do dyskusji o niesprawiedliwości segregacji rasowej.
Film opowiada o czarnoskórych kobietach, zatrudnionych w NASA w latach 60, w roli ludzkich komputerów, Ich praca była żmudna i monotonna, ale znacznie przyczyniła się do postępu przemysłu kosmicznego, w czasach, gdy komputer zajmował całe pomieszczenie i wciąż był nowością, Historia skupia się na trzech bohaterkach: Katherine - genialnej matematyczki, której obliczenia są kluczowe w procesie wysłania pierwszego Amerykanina w przestrzeń kosmiczną; Mary, która o możliwość zdobycia tytułu inżyniera musi stoczyć batalię w sądzie; oraz Dorothy, która walczy o zostanie kierownikiem zespołu. Dziewczyny są dzielne, stawiają czoła wszelkim przeciwnością i zdobywają uznanie i szacunek współpracowników. Jednak jest to film przedstawiający historię konkretnych osób, niezwykle gloryfikującą, a nie skupiającą się na szerszym problemie. Właśnie ta poprawność i lekkość "Ukrytych działań" jest, moim zdaniem, jego największa wadą. Brakuje w nim charakteru, czegoś, co wniesie ładunek emocjonalny. Bo tutaj nawet nie ma komu kibicować, od razu czujemy, że wszystko będzie dobrze. Film, który jest nijaki nie może być dobry, a już na pewno nie powinien być rozważany jako jeden z najlepszych filmów roku.
Oczywiście do technicznych rzeczy przyczepić się nie można. Scenografia jest wiarygodna, kostiumy wiernie oddające uroki epoki, a wplecione w montaż archiwalne ujęcia dodają realizmu. Aktorsko film jest również niezły, ale tutaj "niezły" nieszczególnie jest komplementem. Wszystko jest zagrane dobrze, ale nie można powiedzieć, żeby ktokolwiek zachwycał. Ja tylko miałam problem z Jimem Parsonsem ponieważ przez cały film tylko czekałam aż wyskoczy z Sheldonowym "BAZINGA!".
Także, największa bolączką "Ukrytych działań" jest jego poprawność. Ogląda się przyjemnie, ale nie ma się czym zachwycić. Trudno oprzeć się wrażeniu, że nominacja do Oscara ma zatrzeć nieprzyjemne wrażenie po zeszłorocznych #Oscarssowhite...
Nieprofesjonalny i wyłącznie subiektywny zbiór opinii na temat filmów, seriali i literatury.
niedziela, 26 lutego 2017
środa, 8 lutego 2017
"Jackie" - fenomenalna kreacja aktorska w przeciętnym filmie.
"Jackie" to nie jest film biograficzny. Nie jest to opowieść o życiu Jacqueline Kennedy. Jest to portret kobiety i jej żałoby. Cała opowieść skupia się na krótkim wycinku życiorysu Pierwszej Damy, zamyka się właściwie w tygodniu, który upłynął od zamachu na prezydenta w Dallas. Nie mamy tutaj epickiej historii miłości, kampanii wyborczej czy też lat późniejszych. Uważam, że to było najlepsze posunięcie, bo zamiast kolejnej, nudnej, zwykłej biografii dostajemy napakowane emocjami wspomnienie.
Jak już wspomniałam fabuła zamyka się w krótkim czasie po śmierci prezydenta i obejmuje głównie przygotowania do pogrzebu. Natomiast przybrała ona, moim zdaniem, okropnie oklepaną formę. Jackie Kennedy spotyka się z dziennikarzem, niedługo po pogrzebie męża i opowiada mu o tamtych smutnych wydarzeniach ze swojej perspektywy, a kolejne wspomnienia są widzom prezentowane. Wydaje mi się, że jest to forma na tyle sprawdzona, że po prostu jest bezpieczna, ale niespecjalnie porywająca. Podobnie, jak wplatane w niektóre ujęcia archiwalne nagrania z lat 60. I muzyka... Chyba pierwszy raz przeszkadzała mi ona w odbiorze. Jest ciężka, aż przytłaczająca, funeralna ale zarazem niesamowicie nachalna. Wszystko to sprawia, że film nie robi szczególnego wrażenia. Brak w nim spójności, bo mamy wrażenie, że przeskakujemy tylko z jednego dialogu do kolejnego. Piękne natomiast są niespieszne, intymne ujęcia kamery, która zatrzymuje się najczęściej na twarzy bohaterki. Najbardziej emocjonalne są sceny, w których nie pada ani jedno słowo.
W całym tym niespójnym bałaganie króluje ONA! Niezwykła i zachwycająca Natalie Portman, która wielokrotnie udowodniła, że jest wspaniałą aktorką, ale w tym filmie jest po prostu gwiazdą! Całkowicie absorbuje naszą uwagę, jest tak prawdziwa, że właściwe mogłaby być panią Kennedy. Jej kreacja jest naprawdę wyjątkowa i z całego serca życzę jej kolejnego Oscara! Proszę wybaczyć ale Emma Stone (swoją drogą całkiem urocza w "La La Land") nie może się równać z Natalie Portman w roli Jackie.
Jak już wspomniałam fabuła zamyka się w krótkim czasie po śmierci prezydenta i obejmuje głównie przygotowania do pogrzebu. Natomiast przybrała ona, moim zdaniem, okropnie oklepaną formę. Jackie Kennedy spotyka się z dziennikarzem, niedługo po pogrzebie męża i opowiada mu o tamtych smutnych wydarzeniach ze swojej perspektywy, a kolejne wspomnienia są widzom prezentowane. Wydaje mi się, że jest to forma na tyle sprawdzona, że po prostu jest bezpieczna, ale niespecjalnie porywająca. Podobnie, jak wplatane w niektóre ujęcia archiwalne nagrania z lat 60. I muzyka... Chyba pierwszy raz przeszkadzała mi ona w odbiorze. Jest ciężka, aż przytłaczająca, funeralna ale zarazem niesamowicie nachalna. Wszystko to sprawia, że film nie robi szczególnego wrażenia. Brak w nim spójności, bo mamy wrażenie, że przeskakujemy tylko z jednego dialogu do kolejnego. Piękne natomiast są niespieszne, intymne ujęcia kamery, która zatrzymuje się najczęściej na twarzy bohaterki. Najbardziej emocjonalne są sceny, w których nie pada ani jedno słowo.
W całym tym niespójnym bałaganie króluje ONA! Niezwykła i zachwycająca Natalie Portman, która wielokrotnie udowodniła, że jest wspaniałą aktorką, ale w tym filmie jest po prostu gwiazdą! Całkowicie absorbuje naszą uwagę, jest tak prawdziwa, że właściwe mogłaby być panią Kennedy. Jej kreacja jest naprawdę wyjątkowa i z całego serca życzę jej kolejnego Oscara! Proszę wybaczyć ale Emma Stone (swoją drogą całkiem urocza w "La La Land") nie może się równać z Natalie Portman w roli Jackie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)