Wszyscy wokół zachwycali się lub, co najmniej, powściągliwie chwalili. Stwierdziłam, że nie po to mam Unlimited żeby się ograniczać. Przy nadarzającej się okazji wybrałam się na seans, a efekt jest taki, że mam ochotę po raz pierwszy zapoznać się szczegółowo z historią z odległej galaktyki.
Ciężko omawiać oddzielnie film, który tak bardzo przynależy do większej całości, jednak "Łotr" sprawdza się doskonale nawet jako osobna opowieść. Poznajemy ekipę, dość przypadkowych, bohaterów, którzy postanawiają stawić czoła Imperium. Może nie od razu przejąć władzę w Republice, ale jednak swoim czynem ułatwić późniejszy triumf rebelii.

Można pewnie rozpisywać się o niedociągnięciach scenariusza z jednej strony, a licznych nawiązaniach do oryginalnej trylogii z drugiej. Każdy, prawdziwy fan na pewno wyjdzie z sali ze świecącymi się oczami na widok ukrytych w filmie niuansów, tak bardzo oddających jej klimat. Na pewno nie można narzekać na brak akcji. Mimo, że nabiera ona tępa dopiero po dość długim wstępie, ale jak już się rozkręci to nie odpuszcza. Jest też sporo wyważonego poczucia humoru. Mamy też szansę przyjrzeć się szerzej funkcjonowaniu zarówno Rebelii, jak i Imperium. Widzimy też jak wygląda życie na okupowanych planetach i lepiej poznać, wydawałoby się, że dobrze już znany świat. Dla mnie osobiście seans "Łotra 1" był świetną rozrywką! Na początku wspomniałam, że był zaskakujący, a to dlatego, że wyszłam z seansu ze szczerą chęcią nadrobienia zaległości w mojej znajomości "Gwiezdnych wojen", a o to nigdy bym się nie podejrzewała.