Nie da się ukryć, że o nowych "x-manach" napisano już sporo. Kto widział ten wie, kto nie widział ten zapewne przeczytał o polskich scenach, które jak na swoją niewielką objętość wzbudzają spore emocje. Tutaj najbardziej żałuję, że nie jestem w stanie przekazać na piśmie mojego brata (który powoli staje się kolejnym, po filmach bohaterem moich wpisów) parodiującego aktorów usiłujących mówić po polsku :D Przy okazji dowiadujemy się, ze Pruszków w latach 80 był porośniętą lasami stolicą polskiego hutnictwa, milicjanci gonili złoczyńców z łukami, a obywatele trzymali paszporty w szufladach. Tak, myślę, że te sceny w kolejnym filmie o mutantach, wśród polskiej publiczności na pewno wywołały uśmiechy politowania. Ale w końcu to nie one są sednem filmu! Więc do rzeczy.
Za sprawą pewnej znanej nam już agentki CIA (tak to jej wina! trzeba było nie odkrywać tego dywanu!!!) budzi się, po tysiącach lat, potężny mutant. Uznawany za pierwszego z tego gatunku, obdarzony niezwykłymi mocami. Niestety nie docenia dorobku cywilizacyjnego i stwierdza, że najlepsze co może zrobić to po prostu zniszczyć cały świat i zbudować nowy dla siebie i swoich wyznawców. Po wydarzeniach przedstawionych w "X-Man: Przyszłość, która nadejdzie" losy znanych nam bohaterów różnie się potoczyły. Minęło 10 lat. Szkoła profesora Xaviera się rozwija i odkrywa nowe talenty, Magneto ukrywa się wśród polskiej przyrody, a Mystique podróżuje po świecie wyciągając mutantów z kłopotów. Z tego stanu wyrywa ich wybudzony Apocalypse, który szuka odpowiedniego towarzystwa i upatruje sobie Magneto jako właściwego mutanta do czarnej roboty. Przeciwko Apokalipsie i jego "aniołkom" staje dzielny profesor i jego przedszkole, bo jak się okazuje to właśnie młodzi podopieczni najbardziej się przydają.

To teraz dlaczego, moim zdaniem, "X-Man: Apocalypse" jest filmem niezłym, ale daleko mu do bardzo dobrego. Zacznę od minusów. To już kolejny film z tej serii, w którym naprzeciwko sobie stają profesor X i Magneto, i po raz kolejny ich trudna, ale jakże niezwykła przyjaźń okazuje się kluczem do rozwiązania. Wszystko fajnie, ale to już było zarówno w "Pierwszej klasie" jak i w "Przyszłość, która nadejdzie". Sporym rozczarowaniem był dla mnie przeciwnik, czyli tytułowy Apocalypse. Miał być największym zagrożeniem, potęgą samą w sobie. Osobiście wyobrażałam go sobie jako SuperCzarnyCharakter. Obawiam się, że moich oczekiwań nie spełnił... Ta powtarzalność i niewystarczająco zły przeciwnik, moim zdaniem, są głównymi wadami filmu. Ale ogólnie nie jest tak źle!
Jestem przekonana, że widzowie, oczekujący dobrej rozrywki, wyjdą z kina zadowoleni. Film ma naprawdę dobre tempo. Mimo, że jest dość długi, to ani na chwilę nie nuży i nie ciągnie się. A to spory plus. Jestem również pod wrażeniem, wykreowanej przez Sophie Turner, Jean Grey. Scena z feniksem wygląda naprawdę imponująco. A poza tym piękną, błyszczącą i zabawną perełką są sceny Quicksilvera. Chcemy więcej!!!
Ogólnie rzecz ujmując film podobał mi się bardzo, choć świadoma jestem, że mógłby być lepszy. Co jednak nie zmienia faktu, ze czekam na kolejne ekranizacje!